Biorę rękę Susan i przyglądam się jej ranie z bliska.Kiedyś widziałam podobną. Jak byłam mała często bawiłam się z Alanem nad stawem, który znaleźliśmy wspólnie.Było tam dużo niebezpiecznych stworzeń.
Pewnego dnia jadowity wąż ugryzł Alana w kostkę.Była spuchnięta, a z otworów sączyła się krew razem z zieloną cieczą.
-Odsuń się Jack. - Mówię i popychan go ratując Susan od ponownego zdzielenia w policzek. -To trucizna.
Rana wygląda tak samo jak Alana.Przypomniało mi się jak tata ratował mojego brata. Przyłożył usta do rany i zaczął wysysać jad.
Odetchnelam głęboko i zaczęłam robić to co tata . Jack spojrzał na mnie z podziwem.Po wyssaniu całego jadu pobiegłam do magazynu oni opatrzyłam ranę.Sprawdzam tętno.Żyje, ale trucizna musiała już zawładnąć częścią jej ciała, bo Susan ciągle nie odzyskała przytomności.
-Dobra jesteś.- Mówi Jack.Jest brudny w krwi i błocie.Wyglada na przerażonego.
-Przepraszam, że Cię popchnęłam, ale wiesz, bicie po twarzy raczej nic nie zdziała.
-Spanikowałem.Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.Za to ty byłaś cudo..
-Co tu się stało?-Przerywa nam Susan.Byliśmy tak zajęci rozmową, że nawet nie zauważyliśmy jak się podniosła.
Rozejrzałam się po okolicy.Miejsce wygląda jak pobojowisko.Dziwie się, że nie słyszałam żadnych odgłosów ataku.Wszędzie są powypalane dziury, a w powietrzu unosi się dym, spowodowany palącym się lasem.Drzewa, które na jesieni nie mają już liści stoją w ogniu.Gałęzie są połamane.
Nagle poczułam przeszywający ból w przedramieniu. Moja ręka piecze mnie od środka. Spojrzałam na Jacka.On również wije się z bólu.Po chwili usłyszałam czyjś głos w mojej głowie:
-Mam tych na których Ci zależy.Przyjdź do Pałacu Kruków i oddaj się mi wielka Kristen Johson, a nikomu z twoich bliskich nic się nie stanie.Już niedługo się spotkamy.
Straciłam przytomność.Obudziłam się dopiero gdy słońce pojawiało się nad widnokręgiem.Susan i Jack wpatrują się we mnie z przerażeniem w oczach.
-Nic Ci nie jest?
-Nie. - kłamie.Ciągle w głowie słyszę ten przenikliwy głos.To nie chodzi tylko o Mike.- Usłyszałam głos.Pałac kruków! On ma moich bliskich.Ma moją matkę i ma Mike. - Próbuje się podnieść, lecz natychmiast upadam.
-Spokojnie Kris.Powiedz dokładnie co usłyszałaś.
-"Mam tych na których Ci zależy.Przyjdź do Pałacu Kruków i oddaj się mi wielka Kristen Johson, a nikomu z twoich bliskich nic się nie stanie.Już niedługo się spotkamy" - recytuje z pamięci.Ten głos utkwił w mojej głowie.Już nigdy się go nie pozbędę.
-To ty... ty masz na nazwisko Johson? - Susan jest przerażona.
-Tak.A co?
-Przepowiednia powiedziała, że dziewczyna o nazwisku Johson przywróci u nas słońce.To ty musisz pokonać władcę naszego świata.I musisz odbić mojego brata.
-A ty wiesz gdzie to jest?
-Nie.Ale wiem kto może wiedzieć.
Pomogli mi wstać. Oddalamy się od magazynu.Idziemy opustoszałą ulicą , gdy nagle zaczyna padać deszcz. Wielkie krople uderzają o metalowe dachy szarych budynków. Po drodze potykam się dwa razy o dziury w chodniku. Moje glany są brudne w krwi Susan i błocie.
Idziemy w milczeniu. Susan oddala się ode mnie i Jacka. Słyszę jak płaczę.Wydaję mi się, że chce to ukryć.Ja jednak nie widzę nic złego w płaczu. To wcale nie znaczy, że jesteś słaby, tylko że nie masz już siły.Nagle czuje rękę Jacka na swoich plecach.
-Jak się czujesz?
-Źle.Ciągle mam ten głos w głowie.A wiesz co jest najgorsze?
-Nie.
-To, że oni nie mają tylko Mike.Oni mają też moją mamę.
-Skąd to wiesz?
-Nie wiem. - wzruszam ramionami. - Mam takie przeczycie.
Resztę drogi pokonujemy w milczeniu.Dom do którego dochodzimy jest inny niż wszystkie.Jest zbudowany z drewna, a dach ze słomy.
-Wchodźcie.Ona nam pomoże.
Wchodzimy do środka. Mój nos wypełnia zapach lawendy i różnych ziół. Mieszkanie jest bardzo małe. Na ścianach są powieszone szmaciane lalki i zaschnięte zioła. W kącie siedzi starsza pani i wpatruje się w nas.
-Susan.Co ty tu robisz? - odzywa się.
-Przyszliśmy panią zapytać o drogę do Pałacu Kruków.
-Ah tak. Pałac Kruków. Droga do niego jest bardzo niebezpieczna.Najpierw trzeba przejść przez Las Duchów,potem iść pomarańczową ścieżką przez Zielone królestwo.Następnie musicie przejść przez pustynię i dojdziecie do Pałacu Kruków.
-To bardzo daleko.
-Tak. Ale musicie iść pieszo.
-Dlaczego?
-Po prostu inaczej się nie da.
-To nam zajmie dużo czasu.
-Nie jeśli panna Johson wam pomoże.
-Ja? Ale co ja mam zrobić?
-Z czasem się dowiesz.
No super.Mam dowiedzieć się coś czego nie wiem.I teraz na mnie spadnie cała odpowiedzialność.Po prostu cudownie.
-Dziękujemy za pomoc.
-Nie ma sprawy dzieci.
Wychodzimy z tego domu i Susan klepie mnie po plecach.
-No tak czeka nas długa droga.
Poczułam ucisk w żołądku.Na początku pomyślałam,że to przez stres.Nie, po prostu jestem głodna.Wyciągam cały bochenek chleba i dziele go na 3 części.Podaje je Jackowi i Susan.Jemy bardzo wolno, ponieważ nasze zapasy nie są duże.Idziemy w milczeniu jedząc chleb.Nagle czuję jak zimny wiatr łaskocze mnie w plecy.Spoglądam na Susan.Dziewczyna idzie prędko nie zważając na podmuchy wiatru, chociaż ma na sobie bluzkę bez rękawów.Idziemy jeszcze chwilę gdy nagle Susan się zatrzymuję.
-Oto las duchów.
Pokazuje ręką ciemny las.Wiatr wieje tu jeszcze mocniej. Słychać przeróżne odgłosy, a nad drzewami unosi się gęsta mgła.
-I my mamy niby do tego wejść? - sarkastycznie pyta Jack.
-Tak.- odpowiada z uśmiechem Susan i łapie nas za ręce.
Zamykam oczy i wchodzę do ciemnego lasu.Nagle obok mojej głowy coś przelatuje.
-Co to było? - pytam odruchowo.
-Ale co?
-To co przeleciało mi obok głowy. Susan... czy w tym lesie są duchy?
-Kris a ty myślisz ,że dlaczego ten las nazywa się "Las duchów"?
Po chwili znowu słyszę świst obok mnie.Susan też to widzi. Szybko sięgam po mój łuk i wyciągam strzałę. Po chwili orientuje się, że nie umiem strzelać.Patrze na moich przyjaciół. Jack wyciąga swój miecz, a Susan krótki sztylet. Jestem tak przerażona, że puszczam strzałę ,którą zdążyłam nałożyć już na cięciwę. Poleciała prosto w jednego ducha. Zjawa rozpływa się w powietrzu.
Bez namysłu wyciągam kolejną strzałę i po sekundzie drugi duch znika. Patrze jak Jack i Susan przecinają swoimi broniami powietrze.Staram się strącić strzałami jak najwięcej zjaw.Nagle słyszę krzyk Jacka. Spoglądam w jego stronę.Duch musiał ugodzić go w nogę, bo Jack leży na ziemi i trzyma się za stopę.Wyciągam strzałę z kołczana i strzelam do ostatniej zjawy, próbującej zaatakować mojego przyjaciela.Osuwam się na ziemie i z trudem łapię oddech. Idę na kolanach do Jacka, bo nie mogę się podnieść.
-Co mu się stało? - pytam Susan
-Nie umie obsługiwać się mieczem. Duchy mogą tylko otruć ale nie biją. Chciał uderzyć i miecz wymsknął mu się z ręki.Trzeba go opatrzyć.Wyciągnij bandaż z mojego plecaka.Nieźle sobie poradziłaś Kris.
-Dzięki. - mówię i zaczynam grzebać w plecaku Susan.Wyciagam bandaż i poddaje go dziewczynie, a ona opatrza Jacka.
-On nie może iść dalej.Musimy zrobić przerwę.
-Przez ten czas wy się prześpijcie. -Susan chce zaprotestować, ale ja uciszam ją gestem. -Ja już spałam.Wezmę pierwszą wartę.Obudzę was za kilka godzin.
Dziewczyna spoglada na mnie i kładzie głowę na miękkim mchu obok twarzy Jacka,który chrapie już głośno.Opieram się o drzewo i zamykam oczy. To był ciężki dzień.Uratowałam życie Susan,przytuliłam się z Jackiem,porwali Mike i pokonałam gromadę duchów.Przecież ja nie umiem strzelać z łuku.Jak do licha zestrzeliłam tyle zjaw.Wtedy przypomniało mi się jak wzięłam łuk od Mike i od razu poczułam się jakbym miała go od dawna.Po prostu ten łuk jest stworzony dla mnie.On mnie wybrał.
Otwieram oczy i rozglądam się dookoła. Czeka nas jeszcze długa droga. -myślę.
----------------------------
No tak ;) Po pierwsze chcę Wam powiedzieć, że mam bardzo bujną wyobraźnie i opowiadania raczej nie skonczą się na duchach. Po drugie dziękuje że tyle osób komentuje moje posty. W tym rozdziale starałam się zawrzeć wiecej opisów, jak mi radziliście. Piszcie czy ten rozdział jest lepszy i komentujcie.Dziękuje za dobre słowa i za uwagi dzięki którym moje opowiadania będę ciekawsze (taką mam nadzieję ).
Dziękuje wszystkim z całego serca ;) Naaprawdę :3
Rozejrzałam się po okolicy.Miejsce wygląda jak pobojowisko.Dziwie się, że nie słyszałam żadnych odgłosów ataku.Wszędzie są powypalane dziury, a w powietrzu unosi się dym, spowodowany palącym się lasem.Drzewa, które na jesieni nie mają już liści stoją w ogniu.Gałęzie są połamane.
Nagle poczułam przeszywający ból w przedramieniu. Moja ręka piecze mnie od środka. Spojrzałam na Jacka.On również wije się z bólu.Po chwili usłyszałam czyjś głos w mojej głowie:
-Mam tych na których Ci zależy.Przyjdź do Pałacu Kruków i oddaj się mi wielka Kristen Johson, a nikomu z twoich bliskich nic się nie stanie.Już niedługo się spotkamy.
Straciłam przytomność.Obudziłam się dopiero gdy słońce pojawiało się nad widnokręgiem.Susan i Jack wpatrują się we mnie z przerażeniem w oczach.
-Nic Ci nie jest?
-Nie. - kłamie.Ciągle w głowie słyszę ten przenikliwy głos.To nie chodzi tylko o Mike.- Usłyszałam głos.Pałac kruków! On ma moich bliskich.Ma moją matkę i ma Mike. - Próbuje się podnieść, lecz natychmiast upadam.
-Spokojnie Kris.Powiedz dokładnie co usłyszałaś.
-"Mam tych na których Ci zależy.Przyjdź do Pałacu Kruków i oddaj się mi wielka Kristen Johson, a nikomu z twoich bliskich nic się nie stanie.Już niedługo się spotkamy" - recytuje z pamięci.Ten głos utkwił w mojej głowie.Już nigdy się go nie pozbędę.
-To ty... ty masz na nazwisko Johson? - Susan jest przerażona.
-Tak.A co?
-Przepowiednia powiedziała, że dziewczyna o nazwisku Johson przywróci u nas słońce.To ty musisz pokonać władcę naszego świata.I musisz odbić mojego brata.
-A ty wiesz gdzie to jest?
-Nie.Ale wiem kto może wiedzieć.
Pomogli mi wstać. Oddalamy się od magazynu.Idziemy opustoszałą ulicą , gdy nagle zaczyna padać deszcz. Wielkie krople uderzają o metalowe dachy szarych budynków. Po drodze potykam się dwa razy o dziury w chodniku. Moje glany są brudne w krwi Susan i błocie.
Idziemy w milczeniu. Susan oddala się ode mnie i Jacka. Słyszę jak płaczę.Wydaję mi się, że chce to ukryć.Ja jednak nie widzę nic złego w płaczu. To wcale nie znaczy, że jesteś słaby, tylko że nie masz już siły.Nagle czuje rękę Jacka na swoich plecach.
-Jak się czujesz?
-Źle.Ciągle mam ten głos w głowie.A wiesz co jest najgorsze?
-Nie.
-To, że oni nie mają tylko Mike.Oni mają też moją mamę.
-Skąd to wiesz?
-Nie wiem. - wzruszam ramionami. - Mam takie przeczycie.
Resztę drogi pokonujemy w milczeniu.Dom do którego dochodzimy jest inny niż wszystkie.Jest zbudowany z drewna, a dach ze słomy.
-Wchodźcie.Ona nam pomoże.
Wchodzimy do środka. Mój nos wypełnia zapach lawendy i różnych ziół. Mieszkanie jest bardzo małe. Na ścianach są powieszone szmaciane lalki i zaschnięte zioła. W kącie siedzi starsza pani i wpatruje się w nas.
-Susan.Co ty tu robisz? - odzywa się.
-Przyszliśmy panią zapytać o drogę do Pałacu Kruków.
-Ah tak. Pałac Kruków. Droga do niego jest bardzo niebezpieczna.Najpierw trzeba przejść przez Las Duchów,potem iść pomarańczową ścieżką przez Zielone królestwo.Następnie musicie przejść przez pustynię i dojdziecie do Pałacu Kruków.
-To bardzo daleko.
-Tak. Ale musicie iść pieszo.
-Dlaczego?
-Po prostu inaczej się nie da.
-To nam zajmie dużo czasu.
-Nie jeśli panna Johson wam pomoże.
-Ja? Ale co ja mam zrobić?
-Z czasem się dowiesz.
No super.Mam dowiedzieć się coś czego nie wiem.I teraz na mnie spadnie cała odpowiedzialność.Po prostu cudownie.
-Dziękujemy za pomoc.
-Nie ma sprawy dzieci.
Wychodzimy z tego domu i Susan klepie mnie po plecach.
-No tak czeka nas długa droga.
Poczułam ucisk w żołądku.Na początku pomyślałam,że to przez stres.Nie, po prostu jestem głodna.Wyciągam cały bochenek chleba i dziele go na 3 części.Podaje je Jackowi i Susan.Jemy bardzo wolno, ponieważ nasze zapasy nie są duże.Idziemy w milczeniu jedząc chleb.Nagle czuję jak zimny wiatr łaskocze mnie w plecy.Spoglądam na Susan.Dziewczyna idzie prędko nie zważając na podmuchy wiatru, chociaż ma na sobie bluzkę bez rękawów.Idziemy jeszcze chwilę gdy nagle Susan się zatrzymuję.
-Oto las duchów.
Pokazuje ręką ciemny las.Wiatr wieje tu jeszcze mocniej. Słychać przeróżne odgłosy, a nad drzewami unosi się gęsta mgła.
-I my mamy niby do tego wejść? - sarkastycznie pyta Jack.
-Tak.- odpowiada z uśmiechem Susan i łapie nas za ręce.
Zamykam oczy i wchodzę do ciemnego lasu.Nagle obok mojej głowy coś przelatuje.
-Co to było? - pytam odruchowo.
-Ale co?
-To co przeleciało mi obok głowy. Susan... czy w tym lesie są duchy?
-Kris a ty myślisz ,że dlaczego ten las nazywa się "Las duchów"?
Po chwili znowu słyszę świst obok mnie.Susan też to widzi. Szybko sięgam po mój łuk i wyciągam strzałę. Po chwili orientuje się, że nie umiem strzelać.Patrze na moich przyjaciół. Jack wyciąga swój miecz, a Susan krótki sztylet. Jestem tak przerażona, że puszczam strzałę ,którą zdążyłam nałożyć już na cięciwę. Poleciała prosto w jednego ducha. Zjawa rozpływa się w powietrzu.
Bez namysłu wyciągam kolejną strzałę i po sekundzie drugi duch znika. Patrze jak Jack i Susan przecinają swoimi broniami powietrze.Staram się strącić strzałami jak najwięcej zjaw.Nagle słyszę krzyk Jacka. Spoglądam w jego stronę.Duch musiał ugodzić go w nogę, bo Jack leży na ziemi i trzyma się za stopę.Wyciągam strzałę z kołczana i strzelam do ostatniej zjawy, próbującej zaatakować mojego przyjaciela.Osuwam się na ziemie i z trudem łapię oddech. Idę na kolanach do Jacka, bo nie mogę się podnieść.
-Co mu się stało? - pytam Susan
-Nie umie obsługiwać się mieczem. Duchy mogą tylko otruć ale nie biją. Chciał uderzyć i miecz wymsknął mu się z ręki.Trzeba go opatrzyć.Wyciągnij bandaż z mojego plecaka.Nieźle sobie poradziłaś Kris.
-Dzięki. - mówię i zaczynam grzebać w plecaku Susan.Wyciagam bandaż i poddaje go dziewczynie, a ona opatrza Jacka.
-On nie może iść dalej.Musimy zrobić przerwę.
-Przez ten czas wy się prześpijcie. -Susan chce zaprotestować, ale ja uciszam ją gestem. -Ja już spałam.Wezmę pierwszą wartę.Obudzę was za kilka godzin.
Dziewczyna spoglada na mnie i kładzie głowę na miękkim mchu obok twarzy Jacka,który chrapie już głośno.Opieram się o drzewo i zamykam oczy. To był ciężki dzień.Uratowałam życie Susan,przytuliłam się z Jackiem,porwali Mike i pokonałam gromadę duchów.Przecież ja nie umiem strzelać z łuku.Jak do licha zestrzeliłam tyle zjaw.Wtedy przypomniało mi się jak wzięłam łuk od Mike i od razu poczułam się jakbym miała go od dawna.Po prostu ten łuk jest stworzony dla mnie.On mnie wybrał.
Otwieram oczy i rozglądam się dookoła. Czeka nas jeszcze długa droga. -myślę.
----------------------------
No tak ;) Po pierwsze chcę Wam powiedzieć, że mam bardzo bujną wyobraźnie i opowiadania raczej nie skonczą się na duchach. Po drugie dziękuje że tyle osób komentuje moje posty. W tym rozdziale starałam się zawrzeć wiecej opisów, jak mi radziliście. Piszcie czy ten rozdział jest lepszy i komentujcie.Dziękuje za dobre słowa i za uwagi dzięki którym moje opowiadania będę ciekawsze (taką mam nadzieję ).
Dziękuje wszystkim z całego serca ;) Naaprawdę :3
faktycznie zaczęłaś robić postępy i faktycznie masz bujną wyobraźnię (witaj w klubie) ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie, może ci się spodoba moje opowiadanie:
http://sectofdragon.blogspot.com/
siemka :) Piszesz naprawdę ciekawie i wciągając !:D
OdpowiedzUsuńObserwuje i liczę na rewanż :)
Życzę weny !:)
http://mylivemyfun1d.blogspot.com
Ha ha, super fantastyczne, jestem twoim fanem <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńNo dobra nie chce jusz slodzic, a ocenic mi trudno bo ksiazek nie czytam, ale to przeczytalem
Naprawdę jest lepiej :) Piszesz świetnie i czasem zaskakująco. Czekam na dalsze rozdziały. A może by tak Kris i Mike się zeszli? Jakby np. uratowała mu życie czy coś :P
OdpowiedzUsuń_
Zapraszam do mnie na nowy rozdział: http://ignis-vitae.blogspot.com/ :)
Dzięki wielkie :33 Pomyślę na tym xd ♥
UsuńŚwietnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszę pomysłów *,*
Czekam na następny ^^
Moja kochana ♥ Świetne kocham twojego bloga i nie mogę się doczekać co dalej ;# Pisz kolejny rozdział ! Pisz pisz pisz pisz ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na kolejny. Fantasctyczna fabuła.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
wspomnieniablog.blogspot.com
dlaczegowlasniety.blogspot.com
Super piszesz ;3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
http://liszkablog.blogspot.com/
http://igrzyskaglodowe90.blogspot.com/2014/02/organizatorzy-i-nowy-wrog.html#comment-form
Piszesz już coraz lepiej!
OdpowiedzUsuńJedyne co rzuciło mi się w oczy, to to, że dalej plątasz czas przeszły i teraźniejszy. To utrodnia czytanie. Postaraj się to poprawić.
Ale nie zrażaj się moim komentarzem, bo przecież zawsze znajdzie się taki cham jak ja i coś wytknie.
Pisz dalej, bo naprawdę jest ciekawe!
Wiem ze plącze ;( staram się kolejny rozdział pisać w jednym. Dziękuje za komentarz ;3
OdpowiedzUsuńFajnie :) Świetnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://kto-jest-wrogiem.blogspot.com/ & http://piatek-trzynasty.blogspot.com/
Świetnie piszesz *-* Super się czyta :)
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://diary-black-heart.blogspot.com
Coraz lepiej się czyta twoje wpisy. Nabierasz pomalutku wprawy :)
OdpowiedzUsuń"Po wyssaniu całego jadu pobiegłam do magazynu oni opatrzyłam ranę." - po pierwsze fuj :), a po drugie od pobiegłam do magazynu, reszty tego zdania nie rozumiem.
Bardzo ładny opis walki z duchami i początek też bardzo ciekawie i poprawnie napisany.
Postępy widzę, postępy :)