wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 11

     Zachowanie Evana troche mnie zdziwilo. Znamy sie od jednego dnia. Chlopak pozwala sobie na bardzo duzo. No w sumie jest księciem.
   Podchodzę do szafy i wyciągam z niej luźne jeansy i szara koszule. Zawsze się tak ubieram, ale w tych ciuchach czuje się jak modelka. Czyszczę moje glany i wciagam je na chude łydki. Wychodzę z pokoju i na korytarzu natrafiam na Jacka, w takim samym stroju jak ja. Piorunuje go zwrokiem, a on uśmiecha się uwodzicielsko. Idziemy do sali, w której Evan kazał nam się stawić. Czeka na nas z wielkimi plecakami. Z drugich drzwi wychodzi Susan ubrana w spodnie moro i czarna koszulkę bez rękawów. Wszystko po staremu. Evan podaje nam bagaże, a ja załamuje się pod ciężarem mojego plecaka. Natychmiast maskuje ten ruch i udaje, że drapie się po kostce, która zasłaniają mi buty.
-To dla ciebie Kris. - Evan wyciągnął srebrny luk i kolczan pełen strzał.- Słyszałem, że zgubiłaś.
-Ja.. nie wiem co powiedzieć. Dziękuję. - rzucam się Evanowi na szyje, a on mocno mnie przytula. Odsuwam się od niego . Zapada niezręczna cisza, która chłopak szybko przerwya.
-Wrócicie ? -Evana glos jest pełen nadziei. Spuszczam głowę. Mam uczucie , że wzrok chłopaka zatrzymał się na mnie.
-Wrócimy. - odzywam się nieśmiało i podnoszę głowę. - Obiecuję.
    Evan juz nic nie mówi, tylko podchodzi do mnie i ściska mnie mocno. Potem obejmuje Susan i przyjacielsko klepie Jacka po plecach. Żegnamy się ze wszystkimi, a ja pozwalam sobie po raz ostatni ponapawac się wyglądem Evana. Strażnicy otwierają drzwi i wychodzimy na zewnątrz. Rozglądam się dokładnie i widzę zielona ścieżkę, która rozpoczyna się od diamentowej bramy. Wchodzimy na nią i zaczynamy oddalać się od zamku.
    Nagle podbiega do nas dziewczynka i szarpie mnie za koszulkę.
-Jesteś Kristen. - dziewczynka ma brązowe włosy zaplecione w dwa warkocze i jasnoniebieskie oczy pełne nadziei.
-Jak masz na imię skarbie ? - przykucam i łapię ja za rękę.
-Kornelia. Czy... ty uratujesz mojego tatusia ? - dziewczynka zanosi się płaczem, a ja próbuje ja uspokoić i przytulam ja do piersi. Podnosi wzrok i odgarnia kosmyki włosów z czoła.
-Twojego tatusia ?
-Nasz zły władca go porwał... Odnajdziesz go prawda?
-Obiecuję.
-Dziękuję Kristen. Jesteś moja bohaterką. - dziewczynka przytula się do mnie a ja uśmiechem się sama do siebie.
-Obiecuję... - powtarzam cicho i zaprowadzam dziewczynkę do mamy. Podchodzę do przyjaciół i patrzę na nich wyczekująco.
-Idziemy?
-Urocze. - Susan puszcza do mnie oko.
-Bardzo zabawne.- odpowiadam ironicznie i wychodzę przed nich. Z tylu słyszę cichy śmiech Susan.
     Idziemy w milczeniu. Rozglądam się dookoła. Okolica jest cudowna. Wszyscy są tacy szczęśliwi, jakby tu nigdy nie gościł smutek. Oprócz tej dziewczynki... Dlaczego ten  "zły władca" porwał jej tatę ? To pytanie nurtuje mnie juz od dłuższego czasu.
-Tu przynajmniej nikt nas nie zaatakuje. - głos Jacka wyrywa mnie z zamyślenia.
-Może masz racje.
-Tutaj! - krzyk dobiega z daleka. Odwracam się do tyłu i widzę biegnących rycerzy.
-Nie odzywaj się nigdy więcej Jack!
    Wyciągam strzale z kolczanu. Jest bardzo lekka. Zakładam ja na cięciwę i wypuszczam. Rycerz pada, a ja puszczam kolejne. Nie przejmuje się juz tym, że zabijam ludzi. Muszę odnaleźć tatę tej dziewczynki. Nic mi w tym nie przeszkodzi.
   Zaczynamy uciekać. Puszczam strzały na ślepo , a na chodnikach widzę krew. Wszyscy ludzie o zdrowych zmysłach pochowali się w domach z nożem kuchennym pod ręką. Jeszcze tydzien temu też bym tak zrobiła. Ale nie teraz. Tysiące osób liczy na mnie. Liczą, że ja Kristen Johson, zwyczajna szesnastolatka pokona armie rycerzy ze złym władca na czele mając u boku przemądżała dziewczynkę emo i pierołe, który potyka się o własne nogi.
Ale nie zawiodę ich. Tych tysięcy ludzi,tej dziewczynki, mojego taty, brata i mnie.
    Patrzę w tył. Susan i Jack biega za mną i odbijają strzały rycerzy, które i tak przelatują kilka metrów od nas. Strzelam na "chybił trafił " . Słyszę ciche jęki i dźwięk ciała upadającego na ziemie. Muszę mieć dobrego cela.
   Nagle słyszę głośny wystrzał i mocny ból w prawym ramieniu. Krew spływa mi po ręce. Upadam, a obraz przed oczami mi się rozmywa.



---------------
Rozdział krótki, ale mi się podoba.A Wam? Przepraszam ,że tyle nie było rozdziału ale nie miałam Internetu. Czytajcie, komentujcie , obserwujcie <33

4 komentarze:

  1. ŚWIETNE! ^:)^ Co to za minka? O.O Świetnie piszesz, pozazdrościć talentu i zapraszam na swojego bloga, który jest niczym w porównaniu z twoim.
    - http://liszkablog.blogspot.com/
    - http://cwiercwieczeposkromienia1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super...
    ale krótkie :C
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej weź nie pisz tak dobrze xD A tak na serio to opowiadanie jest ... no świetne <3 Jest napisane "łatwym" językiem więc fajne się ja pisze :D Czekam na kolejny rozdział i życzę weny :D
    Zapraszam też do mnie :D http://loszawszesprzyjaludziomaleniemi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślałam, że Jack będzie zazdrosny o przytulasy z księciem, a tu nic. Eh. Pokazałby że zależy mu na Kristen... A tak wgl świetny blog. Pisz dalej. ;)

    OdpowiedzUsuń