poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 8

-Uciekaj! - Jack ciągnie mnie za rękę. Nogi się pode mną uginają. Ciągle mam przed oczami Jeremiasza leżącego w kałuży krwi.
   Staram się biec, ale potykam się o własne nogi. Słyszę głośne wystrzały, a przed oczami właśnie mignął mi miecz Jacka. Odbija kule lecące w naszą stronę. Bez namysły ściągam łuk i zakładam strzałę na cięciwę. Posyłam ją w stronę jednego strażnika, a on upada na ziemię.
-Zabiłam człowieka! - krzyczę i kładę się na ziemię. Widzę nad sobą niewyraźne kształty moich przyjaciół.
-Kristen! Wstawaj! Musimy uciekać!
-Ja... nie mogę.
    Susan odsuwa się ode mnie, a ja patrze na nią kątem oka. Wyciąga swój sztylet i podchodzi do rycerzy nachylających się nad tym którego zabiłam. Powoli podcina im gardła, a oni upadają na ziemie jak szmaciane lalki. Ten widok przyprawia mnie o mdłości i natychmiast wymiotuję.
-Czy to na pewno jest Kristen Johson?
-Tak.- Jack spojrzał na mnie niepewnie, a ja uśmiechnęłam się nieśmiało i ponownie wymiotuję, gdy Susan wyciera nóż w mech.
-Ciekawe czego oni chcieli. - Eric zmierzwił ręką włosy. Jego twarz jest cała czerwona, a oczy podpuchnięte.
- Wasz władca chyba nie wierzy, że przyjdę.
-Też był nie wierzył. - ton Jacka jest złośliwy. Uwierzyłabym mu, gdyby nie uśmiechnął się uwodzicielsko. Podszedł do mnie powoli i pocałował w czoło.
-Ja muszę iść. - Eric odzywa się nieśmiało. - muszę wrócić do mojego ta... -nie kończy. Wybucha głośnym płaczem. Susan podchodzi do niego i zaczyna go pocieszać ze łzami w oczach. Nachyla się i  mówi mu coś na ucho. Eric trochę się rozpromienia. Wyciera łzy rękawem, podaje nam ręke i odchodzi w stronę małego domku.
-Idziemy? - Głos Susan jest pewny siebie. Szybko się pozbierała.
-Tak.. chodźmy.
   Idziemy w przeciwną stronę od domku Jeremiasza. Patrze na Jacka.Wzrok ma wbity w stopy, a ręce trzyma w kieszeniach
-Chyba wychodzimy z lasu.- patrzę w stronę, którą wskazuje Susan.Ma racje. Las się rozjaśnia. Widzę wyjście. Mam ochotę biec, ale moi przyjaciele idą bardzo spokojnie, więc próbuje zachować kamienna twarz. Próbuje ukryć podniecenie. Wreszcie wychodzimy z tego lasu.
   Przed nami rozlewa się złote pole pszenicy, połyskującej w świetle księżyca. Jest jesień, wiec zboże jest już dojrzałe.
-Gdzie teraz ? - głos Jacka wyrywa mnie z zamyślenia.
-Teraz musimy iść pomarańczową ścieżka przez Zielone królestwo. - recytuję z uśmiechem.
-Brama jest 2km stąd. Pobiegnijmy.
-Dlaczego? - Jack nie ukrywa zażenowania.
- Będzie szybciej. - Susan wyciąga nóż i zaczyna się przedzierać przez pole, tnąc sztyletem dojrzałe zboże. Ruszamy za nią.
   Pszenica jest bardzo wysoką i  tnie mnie po twarzy, szyi i dłoniach. Resztę ciała mam zasłonięta.Ocieram pot z czoła. Czuje jak ciepła krew spływa mi po policzkach.
  Nagle potykam się o wielki kamień. Próbuje się podnieść. Czuje pod ręką śliski patyk. Pewnie od deszczu. Biorę go do dłoni, żeby się podeprzeć. Nie utrzymuje go jednak i spada obok mojej twarzy. Patrzę jak chowa się w zbożu.
-Wąż!!! - piszczę i zaczynam skakać. Nie mam siły wiec natychmiast upadam na ziemie. Ciekawe czy Susan i Jack zorientowali się, że mnie nie ma.
-Kristen Johson.- słyszę nad sobą głos i natychmiast zamieram. Rozpoznaje go. To ten rycerz, którego postrzeliłam. Powinien już nie żyć. Czuje lekką ulgę. Jednak nie zabiłam człowieka. W sumie to nie ma znaczenia. Zaraz umrę.
-Zaniemówiłaś księżniczko?
-Nie.-odpowiadam twardo. Słyszę głośny trzask i czuje ostry ból w dłoni. Patrzę na nią. But rycerza właśnie zmiażdżył mi rękę  Zaciskam zęby i z trudem powstrzymuje łzy. -Gdzie moi przyjaciele?
-Zostawili Cię. - rycerz uśmiecha się triumfalnie i nachyla się nad moja twarzą. Wygląda młodo. Spod kasku wystają mu blond włosy do ramion. Jego twarz pokrywa trądzik. Oczy ma ciemnobrązowe, prawie czarne. Jest potężnie zbudowany. Bez trudu by mnie uniósł jedna ręką.
-Kłamiesz!- zbieram się na odwagę i pluję mu w twarz, ale natychmiast żałuję, że to zrobiłam.
-Odważna jesteś księżniczko.
-Nie mów tak do mnie! - rozkazuje. - Powinieneś nie żyć.
-Ironia losu.- uśmiecha się, pokazując szereg białych zębów. -Taka śliczna..- odgarnia mi włosy z czoła. Próbuje się wyrwać, ale on przytrzymuje mi ręce.- Wiesz.. gdyby to zależało ode mnie to bym cię zabił od razu. Najpierw bym cię zgwałcił..- śmieje się złośliwie-.. potem zabił. -Przykłada mi nóż go gardła. - Ale nie mogę. Muszę Cię przyprowadzić żywą.
-Jaki litościwy. - Mówię sarkastycznie. Dziwie się, że po tym wszystkim stać mnie na taki ton.
-Ale zgwałcić cię mogę. -Uśmiecha się uwodzicielsko.Jego ręką wędruje w stronę mojego biustu.To daje mi szanse, żeby wydostać się z jego uścisku.
-Nie możesz! -krzyczę i zaczynam się wyrywać, gdy próbuje mi rozpiąć koszulę. Wstaję i sięgam po łuk.
-Tak się bawić nie będziemy kotku. - jednym silnym ruchem wyrywa mi go z ręki i ściąga kołczan z pleców. Jestem całkiem bezradna.-Nie to nie. A mogłaś mieć to.- pokazuje na siebie, a ja wybucham śmiechem. Rycerz chwyta mnie w pasie i zarzuca na plecy. Czuję jego dłoń na moim tyłku.
-Ręce przy sobie! - krzyczę, ile mam sił w płucach. Mam nadzieje, że ktoś to usłyszy.
-Spokojnie. -nie widzę jego twarzy, ale wiem że się uśmiechnął. - Tu nikt cię nie usłyszy kotku.
  Ma rację. Jesteśmy na środku pola pszenicy. Moi przyjaciele zostali porwani. Nawet nie próbuje się wyrywać. I tak nie mam z nim szans.
-Kristen! -znam ten głos. To Jack.Rozglądam się po okolicy. Biegnie w nasza stronę. Widzę jego twarz. Jest przerażony.
-Jack! - krzyczę i próbuje stanąć na nogach.
   Nagle dostrzegam to, przed czym ucieka. Goni go wielkie stado zmutowanych wilków. Wyrywam się z ramion przestraszonego rycerza i zaczynam uciekać. Jack mnie dogonił. Słyszę przeraźliwy krzyk. Odwracam głowę i widok, który widzę przyprawia mnie o mdłości.
   Zmutowane wilki rozrywają rycerza na strzępy.



-----------
Ta dam ! Myślę, że rozdział wyszedł fajny. Wydaje mi się, że wreszcie udało mi się zastosować tylko jeden czas- teraźniejszy. Mamy już za sobą 1000,2000 i prawie 3000 wyświetleń. Oby tak dalej kochani ;-) Jeśli chodzi o błędy typu zamiast  "łodyga" jest "lodyga" to się nie przejmujcie, bo jutro na kompie wszystko poprawie, ponieważ ja pisze rozdziały na telefonie. Na komputerze nie umiem się skupić xd
Rozdział dość krótki, ale chyba okej xd
Następny rozdział dodam chyba napewno w tym tygodniu.

Rozpisałam się ;)) Komentujcie, poprawiajcie i obserwujcie ;33

9 komentarzy:

  1. Tak trochę z deka fuj. Podoba mi się :D
    _
    U mnie także dziś news: http://ignis-vitae.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, fajnie, ale dziewczyna o łuku zapomniała ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPEER !
    Bardzo mi się spodobała.
    I wygląd blogu też wspaniały ;3
    zapraszam do mnie
    chaoswglowie.blogspot.com
    (obs)=(obs)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!
    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super świetne <3 takie niespodziewane zaskoczenie c: Jestem ciekawa co się z nimi stanie ;33 dalejj . Kris zapomniała łuku. :(( ale musiała uciekać wiec jej wybaczymy. Najlepszy blog <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że to dopiero 8 rozdział bo nie będę miała za dużo do nadrabiania, poza tym świetnie piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  7. ale zaskoczenie ;o chcemy już 9 rozdział, rób szybko ! ciekawie piszesz, obserwujemy :)
    http://julka-paulinaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Super :3 http://liszkablog.blogspot.com/ - Nowy rozdział. Igrzyska śmierci z perspektywy widzenia Liszki - zapraszam do czytania i komentowania.

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest cudowne. Aż chce się czytaj więcej i więcej. Zaraz zabieram się za czytanie wcześniejszych rozdziałów i czekam na kolejne. A zakończenia to się wgl nie spodziewałam. Masz dziewczyno talent. Naprawdę. Zapraszam :
    http://this-is-my-very-special-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń