-Byłym.mężem.mojej.mamy.- staram sie akcentować kazda sylabe, aby podkreślić wagę tych słów. Co on sobie wyobraża.
-Nie przeslyszalas się skarbie.
Odruchowo wyciągam strzałę i naciagam ja na cieciwe szykując sie do strzału. Pan Kruków zatrzymuje mnie ruchem ręki.
-Ty i twoi dziwni przyjaciele.. -wskazuje z odraza na Jacka,którzy w tym momencie wysypuje sobie piasek z butów.. - wpadliście w moje sidła i juz sie nie wydostaniecie. Nie radze strzelać. To nic nie da.
-Przynajmniej zabije CIEBIE!!! - złość, która czuje wobec tego człowieka przeraża mnie samą. Mam ochotę rzucić sie na niego z pięściami, ale Susan skutecznie trzyma mnie za rękę.
-Grzeczna dziewczynka. - posyła mi szyderczy uśmiech , a ciarki przechodzą mi po plecach.- a teraz pójdziecie ze mną. Zostawcie broń.
Odkładam z niechęcią mój łuk na stertę naszych plecaków i broni. Jeden z rycerzy łapie mnie za nadgarstki i zakłada kajdanki. Wchodzimy do zamku i idziemy stromymi schodami w dół. Dochodzimy do jakiegoś tunelu.Więzienie. Nie tak wyobrażałam sobie koniec naszej misji ratunkowej. Zanim zdążyłam zaprotestować rycerz podnosi mnie jakbym ważyła 10 kg i rzuca do jednego z pomieszczeń. Obok mnie ląduje Jack, a na nim Susan. Oboje jecza cicho i podnoszą sie z ziemi, a rycerze zamykają kraty.
Siadam zdesperowana na zimnej podłodze i łzy same cisną mi sie do oczy. Czuję jak gorące krople spływają mi po policzkach. Próbuję je zatrzymać, ale nie mogę. Zawiodłam.
-Hej, nie martw się. -Jack siada obok mnie i mocno przyciska do siebie. Wtulam twarz w jego ramie, a on gładzi mnie po włosach i lekko całuje w policzek. -To nie twoja wina.
Wybucham jeszcze glosniejszym płaczem i odsuwam sie od Jacka. Patrzy na mnie zażenowany. Łapie mnie za rękę. Próbuję sie wyrwać, ale uścisk dłoni Jacka jest stalowy. Patrzę na niego gniewnie i opieram wolna rękęna kolanie, podtrzymując głowę.
-Kristen.. - zaczyna Jack.- jesteśmy z toba. Razem sobie poradzimy.
Spoglądam ponownie na niego, ale gdy widzę smutek w jego oczach odwracam głowę. Mocno zsciskam zęby i podnoszę wzrok do góry. Tak robię zawsze, kiedy łzy cisną mnie pod powiekami. Tym razem nie wytrzymuje i znów czuje krople na mojej twarzy. Jack znowu przysuwa sie do mnie i obejmuje mnie w pasie. Nie wyrywam się. Przytulam sie do niego mocno i wtulam sie w jego ramie. Jego koszulka jest mokra od moich łez, ale on nie przejmuje sie tym. Otacza mnie ramieniem i odgradza od wszystkich. Gładzi mnie po włosach i muska ustami moje czoło. Czuje sie bezpieczna.
-Nie pozwolę cię skrzywdzić. - Jack mówi te słowa do siebie, ale udaje mi sie je usłyszeć.
Oczy mnie pieką , a moja twarz błyszczy sie od łez. Włosy mam potargane. Na ramionach i twarzy widnieją blizny i czerwone szramy. Ale to nieważne. Mam Jacka i Susan. Poradzimy sobie.
-Kristen, nie mazgaj sie juz.-głos Susan jest ostry, ale uśmiech na jej twarzy niszczy całą grozę.
-Kristen? - odwracam sie we wszystkie strony, ale dopiero po chwili widzę osobę, która wypowiedziała moje imię. Kobieta ma ciemne, krótkie wlosy, przez które przenikają siwe pasemka. Oczy ma brązowe. Są bardzo niezwykle. Widać w nich nadzieje ? Może szczęście. Na jej ustach widnieje lekki uśmiech. Oprócz tego wygląda okropnie. Jest wychudzona, pobita i poobdzierana. Jej ciało pokrywają liczne siniaki, ale wygląda na szczęśliwa.
-Oh dziecko! -podbiega do mnie i ściska mnie mocno.-Tak bardzo sie zmieniłaś. - odsuwa się ode mnie i posyła mi gorący uśmiech.
-Przepraszam... - zaczynam nieśmiało. - ale kim pani jest?
-Nie poznajesz mnie?
Niestety nie. A powinnam?
-Kristen, to ja. Twoja matka.
Patrzę na tą kobietę z otwartymi ustami. Dziwie sie, że nie skojarzylam. Takie same oczy, takie same rysy twarzy, taka sama budowa ciała. Ale ona nie wygląda, jak kobieta z mojego snu. Tamta była przepiekna i wyglądała na zdrowa, a ta wygląda okropnie.
-Mamusiu.. - głos mi sie łamie, a łzy leca strumieniami.- Ja.., przyszłam cię uwolnić. Przepraszam, że mi sie nie udało..
-Kochanie, nie przejmuj sie. - matka łapie mnie za dłonie i przytula mocno. Czuję, że mogę być szczęśliwa.
Nagle żelazne kraty sie rozsuwaja i do pomieszczenia wchodzi dwóch rycerzy.
-Pan Kruków nakazuje wam iść na egzekucje. -na dźwięk tego słowa przechodzi m id dreszcz, chociaż jest bardzo gorąco. Na naszych oczach zabija niewinnego człowieka.
Posłusznie wychodzę z celi i idę za rycerzami. Prowadza nas do jakiejś wielkiej sali. Kojarzę ją. To pomieszczenie z mojego snu. Na środku stoi rycerz z długim pistoletem w dłoni. Przed nim klęczy jakiś chłopak. Skądś znam tą twarz. Jasna cera i czarne włosy, opadające delikatnie na czoło teraz są posklejane krwią i potem. Wydaje z siebie zduszony okrzyk. To Mike.
-----------
Mam nadzieje , że rozdział Wam sie podoba, bo mi tak :D sorry , że długo czekaliście , ale jakoś nie mam czasu. Przykro, że tak mało osób komentuje :(( ale zapraszam!!
Rozdział jest świetny, nic dziwnego, że Ci się podoba :D
OdpowiedzUsuńJedyna moja uwaga jest taka, że zjadasz polskie znaki :)
I znalazłam kilka błędów:
"Mam ochotę żucić sie na niego z piesciami" - rzucić, pięściami
"Dochodzimy do jakiegoś tunuelu." - tunelu
"Siadam zdepresowana na zimnej podłodze" - a nie zdesperowana? :)
"Wtulam twarz w jego ramie," - ramię
"opieram wolna rękęna kolanie," - wolną, rękę na
"na dźwięk tego słowa przechodzi m id dreszcz" - mnie
_
Zapraszam do mnie: http://ignis-vitae.blogspot.com/ :)
Pisze na telefonie, dlatego często mam złe, ponieważ słownik mi zmienia :D
UsuńSuper!
OdpowiedzUsuńNIE ZABIJAJ NIKOOOOOGO!
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!
Gosciu jest czarnowlosy, nie zabijaj go! Niech obrzuca straznikow kotletami, zaleja domestosem i fruuuu, uciekną!
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział, parę literówek, ale to się zdarza :)
Pozdrawiam ^^
http://podwodna.blogspot.com/
http://smiertelnamysl.blogspot.com/
Rozdział cudowny, nieco dramatyczny,ale ja takie lubie. Pisz dalej!
OdpowiedzUsuńSuotko
OdpowiedzUsuń